Jakiś czas temu byłam na warsztatach ceramiki <klik>. Najpierw ulepiliśmy kubki, a po wypaleniu spotkaliśmy się 2gi raz na szkliwienie. Potem czas mijał i bardzo trudno było się umówić po odbiór prac... aż mnie zaczęło to delikatnie mówiąc irytować... dzwoniłam po sto razy, ciągle nie mogłam się umówić. Skoro nie mogłyśmy domówić terminu poprosiłam panią, żeby zostawiła prace na portierni, a ja odbiorę je w o dowolnej godzinie... na portierni byłam dwa razy, prac nie było, ani informacji dlaczego nie zostały zostawione... aż w końcu poprosiłam kogoś, żeby odbiór tych glinianych kubeczków wziął na siebie, bo ja już miałam dość daremnych prób, nie należę do cierpliwych osób :) Też nie poszło łatwo, też trzeba było czekać na panią godzinę, która miała być kwadransem.......... ale wreszcie są nasze "dzieła"! Kubek i kot-magnes :)
Jest mi szkoda, że te "problemy" z odbiorem prac zatarły nieco moje dobre zdanie o samych warsztatach, bo frajdę z lepienie miałam jak dziecko za czasów, kiedy "Pani Kredka" w "Ciuchci" pokazywała jak wyczarować plastelinowe cuda! Do dziś mam cały worek pięknych ulepionych stworków :))
Szczerze mówiąc, mam ochotę jeszcze kiedyś pobawić się gliną...:)
P.S. Ostatnie posty tworzę błyskawicznie, więc teksty i zdjęcia są zdecydowanie niedopracowane... przepraszam jeśli czyjeś bystre oko się czegoś złego dopatrzy :) <wink>
This comment has been removed by a blog administrator.
ReplyDelete